piątek, 20 czerwca 2014

Maseczka na twarzy, piszemy posta.
We wtorek sesja z zarządzania. Zarwałam noc, kawę piłam, uczyłam się konkretnie.
W drodze na egzamin cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że o czymś zapomniałam. Ale o czym? Papier jest, długopisy są, koszulka na pracę jest... Olśnienie nastąpiło pod uczelnią. Ludzie. W stroju galowym. Pomyślałam: no kurwa. Ja, ubrana w dżinsy, białą koszulę z czarnymi kropkami i bejsbolówkę. Boże, bałam się. Wyrzucą mnie albo coś. I co wtedy. Ale nie wyrzucili. Jednego chłopaka zapytano czy przyszedł na mecz, ale nie mnie, he.
Pytania te same co na zerówce. Dzień wcześniej jakiś chłopak napisał na naszej grupie, że się już nie powtórzą. I głupia uwierzyłam. Im nie można ufać.
Coś napisałam, starałam się. Sama sobie dałabym chociaż -3. Tak bardzo chciałabym mieć to już za sobą.

Wróciłam, poszłam spać, w nocy obejrzałam Bez Wstydu, naukę prawa zostawiłam na dzień następny. Samą poprawę miałam na 16:45, więc potencjalnie było to możliwe.
Miałam wstać o 10, a wstałam o 12. Przeczytałam te wszystkie pytania raz (300), wypicowałam się (bo potem ognisko) i heja. Sam zestaw miałam z 2012 roku, bo nie chciało mi się iść na starą halę po ten teraźniejszy. I moje lenistwo było słuszne, bo pytania były te same. No cóż, uczelnia jakoś musi na siebie zarabiać.
Zdałam!

Prosiłam mamę, żeby mi kupiła cheeseburgera w maku bo tego dnia nie miałam okazji zjeść czegokolwiek, więc koło 18 zeżarłam śniadanie. Potem na busa, do Paci i Tomka. Oni w proszku, a ja karmiłam i głaskałam Ninę.
Potem out, po chłopaków i piwo.

Swoją drogą, pierwszy raz widziałam Dawida, który z nami tam był. Haha, chyba 10 razy mówił, żebym przyszła na jakąś jego imprezę w sobotę. I kiedy prosiłam Pacię, żeby ze mną poszła w sobotę na noc do zoo, powiedział, że pójdziemy w niedzielę. Tylko, że noc obejmuje tylko sobotę.
Lol, ale miły jest. Jak go zobaczyłam to się trochę scykałam, bo starszy dosyć i w ogóle, ale spoko nie ma co.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Nie zdałam mikro.
Chce mi się nic.

sobota, 14 czerwca 2014

Widząc pytania na które miałam odpowiedzieć na poprawie z zarządzania wiedziałam, że powinnam już zacząć zbierać pieniądze na warunek. I zdałam. Nie mam pojęcia jak. Ale gówno mnie to obchodzi.
W tym samym dniu pisałam mikroekonomię, ale mogę tylko zgadywać jak mi poszło. Wyniki miały być tego samego dnia, ale jeszcze ich nie mamy. Dałam z siebie wszystko w każdym razie.
Mam też czwórkę z matematyki. I jeden punkt dodatkowy na egzamin. Wierzycie?

W tym tygodniu sesja z podstaw, prawo. W przyszłym matematyka, mikro i koniec.
Jeśli zdam to będę pić przez trzy dni. Obiecuję.

Najlepiej postawić na sobie krzyżyk, wtedy się udaje.

środa, 11 czerwca 2014

Wyszłam z domu, żeby zaliczyć kolokwium z angielskiego i cholera, czuję się jakbym mieszkała w Grecji, a nie tu- w Polsce. Tragiczna pogoda. Jest tak masakrycznie ciepło, nienawidzę tego.

PS. Zdałam.

Nie, poważnie. Nie zniosę już tych nerwów.

Nie umiem zasnąć. Uczyłam się sporo i to do prawie drugiej w nocy.

Staram się sama siebie podnosić na duchu, ale chyba to wszystko idzie na marne. Boję się. Nie wiem co zrobię jeśli mi się nie uda. Mam wrażenie, że to co zrobiłam to wciąż za mało.

Zaraz zwymiotuję.

wtorek, 10 czerwca 2014

Sen? A po co.
Za nic nie umiem wbić sobie pojęć z zarządzania do tego głupiego łba. image image
Zdałam psychospołeczne aspekty zarządzania. No nie wierzę.
Za bardzo ulegam emocjom, ale taka już jestem. Strach zdominował mnie całą.
Nie chce mi się już.

Myślałam, że to już koniec. Ale nie. Jest jak zwykle. Kiedy tylko podreperuję sobie humor i kiedy po wylaniu rzeki łez i wykrzyczeniu potoku emocjonalnych słów- postanowię jednak, że trudno- sama z roku nie odejdę. Przeżyłam tyle, to przeżyję więcej.
Właśnie wtedy te pierdolone studia i przebywające tam spierdoliny życiowe wszystko mi zniszczą. 
Niech to się już skończy, obojętnie jak.
Wcześniej myślałam, że ok, będę sama i właśnie sama udowodnię im, że też potrafię. Ale już mi nie zależy. Gra nie jest w żadnym stopniu warta świeczki.
Mogę przegrać, teraz przecież przynajmniej próbowałam. Nadal próbuję. Nie dla siebie, bo nigdy nie chciałam tam być. Nigdy nie chciałam robić tego co robię, ani mieć takiej przyszłości, którą potencjalnie da mi ta uczelnia. Chcę być szczęśliwa, a dzięki niej jest gorzej niż kiedykolwiek.

Walczę tam o przetrwanie i zyskuję nic poza (w dużym skrócie) bardzo złym samopoczuciem. Ale walczę. Cieszysz się mamo?

Sprawiania innym zawodu to taka chyba moja rola życiowa.

Zrobiłam sobie srebrne włosy, od dzisiaj mówcie mi Daenerys haha image

poniedziałek, 9 czerwca 2014

W domu zaczyna być tak gorąco jak na zewnątrz. O raju, napiłabym się arizony z lodem.
Mam szczęście, że nie muszę iść na aerobik w ten czwartek. Idzie podobno fala upałów i byłoby dużo trudniej wytrzymać tam niż zazwyczaj. Zwłaszcza też, że od kilku ostatnich zajęć dwie grupy scaliły się w jedną i no, jest cieeeepło.

W środę mogłybyśmy jechać z Sylwią do kina na Gwiazd naszych wina, ale oczywiście nie mogę bo następnego dnia mam do napisania 2 kolokwia. Ratunku. image
Chciałabym już mieć wakacje. 
O ile będę je w ogóle mieć, bo w końcu moja uczelnia rządzi się swoimi prawami.

niedziela, 8 czerwca 2014

O Jezu, jak ja bardzo chcę, żeby mnie było stać na limitowaną wersję Ultraviolence.
  
"My boyfriend's in the band he plays guitar while I sing Lou Reed
I've got feathers in my hair i get down to Beat poetry"


Wczoraj do "naszego" miasteczka akademickiego przybył długo wyczekiwany festiwal kolorów.
Jednak ja jakiś dzień przed imprezą straciłam nadzieje, że w ogóle się na tam pojawię. Bo przez cały wcześniejszy czas tkwiłam w przekonaniu, że pójdę z Agą, Karolą albo z chłopakami i Pacią- Kimś z nich w każdym razie. Skończyło się tak, że nikt nie wyraził jakiejś większej chęci spotkania się ze mną, dlatego dziękuję losowi, ze pojawiła się moja Sylwia i wybrałyśmy się tam we dwójkę.
Sam festiwal w istocie był nieco mierny- przyszłyśmy chwilę przed rozpoczęciem i kiedy byłyśmy gdzieś pośrodku kolejki, ktoś powiedział, że zabrakło woreczków z proszkiem 'holi'. W regulaminie było, że swoich nie mogłyśmy wnieść (nie, żebyśmy je miały), a nikt inny by ich nam raczej nie oddał. Zrobiło mi się trochę smutno, bo się tak bardzo cieszyłam... image

Organizacja plus minus tragiczna, ludzie rzucali kolory w powietrze przed czasem.... Proszek sam w sobie strasznie dusił, piekł kiedy osiadł na ciele, a kolorowe brudaski pchały sie na siebie jak w slumsach. Gdybym była pijana, pewnie podeszłabym do tego inaczej. No ale nie byłam, he. Mam nadzieje, że za miesiąc- na następnym festiwalu będzie po prostu lepiej a ja będę bardziej usatysfakcjonowana. Ale dzień był cudowny. I kocham Ją bardzo. image

środa, 21 maja 2014

To wszystko to jakiś żart. Będę się z tego śmiać, aż oszaleję. Co mi pozostaje.

niedziela, 6 kwietnia 2014


Mam czas, więc piszę. Troszkę w nadmiarze bo naczytałam się sporo o paraliżu sennym i nieco boję się położyć spać. A w zasadzie to może i bym już poszła, ech. Nie chcę, żeby jakaś zmora usiadła na mnie.

Poprawiłam swoje stosunki z mamą. Nie myślcie jednak, że były one do tej pory złe czy mam coś przeciwko niej. Nie. Chodzi o to, że ja chyba po prostu chciałam, żeby mnie zauważyła i poświęciła chwilę. Bez żadnych zmartwień czy czegoś w tym rodzaju.
A teraz jeździmy razem na zakupy, kupujemy ciuchy, porcelanę, kwiaty, różne małe pierdoły, śmiejemy się razem i miło spędzamy razem czas. Nie do pomyślenia. Już przecież dawno przestałam się łudzić, że tak może być. Nie wiem co się stało, ale nie muszę tego wiedzieć. Cieszę się i to wystarczy.

Wiecie, było mam za sobą pierwsze kolokwium z matematyki. Bardzo się go bałam. Wiem, że nie zaliczyłam. No i co z tego. Jedni potrafią rozwiązywać zadania matematyczne w mgnieniu oka, a ja potrafię zjeść deser mleczny aero z pizzą. Jakoś to poprawię. Nie chciałabym tylko, żeby pan Romuald zrobił ze mnie pośmiewisko publiczne, kiedy będzie oficjalnie ogłaszać wyniki. Bo bronić to się potrafię jedynie w formie pisemnej i w sytuacjach, kiedy mam we krwi duże stężenie alkoholu.

Nie wiem czy o tym pisałam wcześniej, ale był też pierwszy aerobik. Tak- spodobał mi się jeden chłopak. Jest z mojej grupy, ma brązowe włosy, klasyczne imię i kilka razy nawet spojrzał na mnie.
Jest też inny chłopak. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, ale pocałował mnie w rękę na przystanku i pogłaskał po głowie podczas jazdy autobusem. To śmieszne, ale naprawdę tak było.
I prócz tego. Nagle pojawiły się osoby, które chcą być ze mną w grupie czy po prostu siedzieć obok mnie i odezwać się na zajęciach.
Wiosna. Jeżdżenie autobusami przestało być tak straszne jak było dla mnie wcześniej, chodzenie samemu w różne miejsca również. Nawet sprawia mi to przyjemność.
Kiedyś będę silna i niezależna. Po prostu zajmie mi to dłuższą chwilę.
Ostatnio naprawiłam nawet całkiem sama swój własny komputer, który uległ jakiejś nieznanej mi do tej pory usterce. Nikt nie chciał mi pomóc i sama sobie poradziłam. He.

Jutro idę na piknik z B. Upiekłam ciastka, dam jej prezent urodzinowy, pójdziemy po sałatkę, usiądziemy w parku i będzie fajnie.

Zakochałam się w muzyce Casker i Chlöe Howl. Znalazłam też film godny uwagi. Oczywiście, nie jest przetłumaczony na język polski.

Ej. Pisanie na blogu tych wszystkich bzdur naprawdę pomaga. Łagodzi to smutne uczucie, czy coś, jakoś. Nie wiem. Cześć.


poniedziałek, 24 marca 2014

Czy ona poślubi księcia? Powiedz mamo!

sobota, 22 marca 2014

Ma już swój oficjalny profil, na który można wysyłać pytania. Boże, a ja nie mam żadnego pomysłu. Boję się, że kiedy jego konto stanie się bardziej popularne to stracę tę szansę.

Bardzo chciałabym zobaczyć już Carte Blanche.

Zdecydowanie dołączył do grupki Polskich aktorów, w których wierzę i będę wierzyć.


Spędzam czas w kuchni. Nie przeszkadzam nikomu, siedzę sobie okryta kocem, przy dźwiękach pianina i ze łzami w oczach. Tak się zaczyna wiosna.
Tej nocy spałam długo. Zasnęłam około 21, wstałam po 12 następnego dnia. To dla mnie niezwykłe, od kilku miesięcy zasypiam około 4. Kto wie, najwidoczniej tego potrzebowałam.
Po przebudzeniu leżałam w łóżku. Spoglądałam na swoją lewą dłoń skąpaną w promykach słońca, które jakimś cudem przedostały się przez zasłony okien. Wydawało mi się, że czułam nagły przypływ sił witalnych i zapał do życia. Chciałam zrobić tak wiele!
Jednak racja, tylko mi się wydawało. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Tkwiłam przez ten czas chyba w posennych obłokach, które zostały przegnane przez zamieszkałe już chyba na zawsze potwory z głowy.
Nie poszłam na studia, nie spotkałam się z Patrycją, nie zrobiłam w zasadzie nic. Nie potrafię. Nie potrafię żyć normalnie ani zmienić toku myślenia.

Znalazłam w internecie inne tabletki, opinie wiele obiecują. Przejdę się do apteki. Jutro, czy kiedyś. Bo Paweł do mnie dzwonił. Nie wiem czego oczekuje, że nagle rzucimy mu się do stóp, bo wrócił? Po miesiącu-dwóch- czyli od czasu w którym do niego dzwoniliśmy/wysyłaliśmy smsy i nie dał znaku życia? Jeśli to czytasz, nie uważasz, że to nieco dziecinne? Nie zasługujemy na nic innego, bo nie studiujemy w innym mieście, tak jak Ty? Co chciałeś na tym ugrać?

Nie mniej jednak, dobrze że się w ogóle odezwałeś.


piątek, 21 marca 2014

Chciałbym powiedzieć ci, opisać cały ból. Przypomnieć wielkość chwil, używać małych słów.
Szarość tak dumnie brzmi, warta każdego dnia. By stanąć obok nich, ratować ulic gwar. Dobrze pamiętam plan, choć tak odległy jest. Czy to że sił mi brak, zwiastuje koniec nas?
Nie martw się proszę, wszystko skończy się. Prędzej i mocniej, odwaga zabija mnie. Nic się nie stało, przecież dobrze wiesz, oddałem wszystko żeby wszystko mieć.

Wzięłam za dużo tabletek. Ginę już małymi krokami, ale wina i kara są nierozłączne.
Drugi dzień z rzędu śni mi się Ziętek. Dzięki boże, tyle chociaż mam z tych ekscesów miłosnych.
Nadal żyję tym filmem. Zastanawiam się, czy nie pójść obejrzeć go raz jeszcze.


środa, 19 marca 2014

Coś tak przeczuwałam, że znowu spotkam chłopaka z zeszłej środy. Było zimno, padał deszcz i na domiar złego nie miałam przy sobie parasola. To zrozumiałe, że chciałam jak najszybciej dostać się do domu. Przyjechało 37 więc bez wahania do niego wsiadłam. Nawet mi przez głowę nie przeszło, że to jego autobus. Zdejmując kaptur usłyszałam krótkie: "już ze szkoły?". I to pytanie było bezsprzecznie kierowane do mnie. No i to był on, niestety.


Kiwnęłam głową (już pal sześć to, że jestem na studiach co w ubiegłym tygodniu mu mówiłam) co chyba uznał za przyzwolenie na swoje głupie pierdolenie. Chwilę wytrzymałam, ale wykorzystałam moment w którym poszedł skasować bilet. Wepchałam się między grupkę ludzi, a jemu się nie udało hihi.

Cholera nooo.
Wygląda na to, że tak już będzie co tydzień... No ja nie wiem. Albo trochę odczekam i dopiero po jakimś czasie pójdę na przystanek albo po prostu się gdzieś schowam i nie będę jeździła tym samym autobusem. No nie wierzę. Kiedyś przecież marzyłam o tym, żeby dane mi było przeżyć w życiu coś takiego.
Ale obecnie traktuję to po prostu jako kłopotliwe zawracanie dupy. Nigdy nie chciałam też traktować innych ludzi w sposób w jaki sama nie chciałabym być potraktowana.... W takich przypadkach to nie takie proste.

W każdym razie na samym angielskim było fajnie. Siedziałam z Martą. Jest z innego kierunku i jest okropnie fajna! Zwyczajnie fajna. I nawet nazwała mnie słodką!
To jedna z nielicznych osób (czyli coś koło dwóch, trzech) na które nie patrzę w ten sposób:


Cóż, fajnie jest się do kogoś czasem odezwać.

W drodze powrotnej rozmawiałam przez telefon z moim żywym sreberkiem Agnieszkiem na temat nowo przebytych zdarzeń, urodzin Jej kuzyna i psów pozbywających się moczu stojąc przy tym na przednich łapach. Zabawne.
Byłam taka głodna! Weszłam w końcu w posiadanie napoju z kolagenem i no, przypadł mi do gustu. Chyba będzie stałym gościem mojej drogi pokarmowej, lolol.
Kupiłam też japoński makaron instant i ELLE, którą czytałam sobie podczas następnej drogi na studia.

Prawo takie nudne. Twarze takie głupie. No nie polubię ich.

W czwartek ogłoszono godziny rektorskie, co oznacza, że aerobik się nie odbędzie. Podobnie jak mikroekonomia. Ale to już z innego, nieznanego mi powodu.
I teraz tak: 8:00 - wykład z matematyki, 9:45 - ćwiczenia z zarządzania, 10:30 - 11:45 - jebana przerwa, 11:45 - ćwiczenia z matematyki.................. No i co mam zrobić? Do kina nie pójdę, bo nie zdążę wrócić. Do domu podobnie.
Wrrr, ratunku. Nie chcę się zrywać rano.

wtorek, 18 marca 2014

 
Magia kina. Warto było.
Ale nie mam plakatu...



Napiszę o zeszłym tygodniu. Być może to mnie znuży i uda mi się w końcu zdrzemnąć.
W środę na zajęciach z angielskiego przydzielono mnie do grupy z dwoma dziewczynami siedzącymi ławkę przede mną. Pamiętam imię tylko jednej z nich, dlatego że ma żółte, kocie oczy i podczas zadania bąknęła coś o zainteresowaniu Japonią. Prawie bez powodu ją polubiłam.
W drodze do domu, na przystanku zagadał do mnie jakiś facet. Zdecydowanie nie mój typ i zdecydowanie nie mówił interesujących rzeczy. Zaczął od spytania mnie o to czy 37 już jechało, kiedy sama ledwo co przyszłam i wlepiałam wzrok w rozkład jazdy.
Przez cały czas czułam, że na mnie patrzy. Parę chwil później znowu podszedł, pytał o tak wiele... Skąd przyszłam, czy jestem ze szkoły, czy z uczelni, a jak z uczelni to z jakiej, a ile godzin nas tam trzymają (?), czy jest fajnie, czy odpowiada mi to miejsce, a na jakim kieruneku jestem, bo według niego najfajniejszymi kierunkami są astronomia i cukiernictwo (?) i pierdu pierdu, koniec końców spytał czy jestem wolna w weekend. Nie starałam się być dla niego miła, a mimo to o to spytał. No cóż. Trudno mi nawet przytoczyć to co mu odpowiedziałam, ale wierzcie na słowo, że pierwszy raz tak szybko szłam do autobusu.
W każdym razie, nie powiem, mimo tego, że w żadnym wypadku nie będę żałować, że się nie skusiłam na to spotkanie, to jednak sam fakt tego zdarzenia był całkiem miły. Nawet uśmiechałam się do siebie jadąc do domu.

Czwartek. No, czwartek to pracowity dzień.
Rano są wykłady z matematyki, na które zwykle boję, że nie zdążę dojechać w odpowiednim czasie i znaleźć wolnego miejsca (albo będę zmuszona do siedzenia na parapecie). Tym razem mi się udało. Ponadto, udało mi się też do kogoś odezwać. Choć w zasadzie to ta osoba odezwała się do mnie, a ja tylko zdecydowałam się podtrzymać tę wymianę zdań.

Na ten tydzień zaplanowane było szkolenie z policjantami i ratownikami medycznymi, dzięki czemu odpadły nam ćwiczenia z mikroekonomii i zarządzania, he. Szkolenie samo w sobie było w porządku, chociaż z początku było okropnie nudne. Później ćwiczenia z matematyki, na których mój jako tako dobry humor zgasł jak znicz olimpijski pod koniec igrzysk. Do tego stopnia, że miałam łzy w oczach. Nie rozumiem nic. Nic.
Napływa tyle nowych informacji, które potrafię jedynie ładnie zapisać w zeszycie...

Z duszą na ramieniu pojechałam odpocząć do domu, przez kilka godzin, które dało mi okienko przed aerobikiem.
Bałam się, ale wróciłam. Same zajęcia przypadły mi do gustu. Grupa mała, liczy zaledwie kilka osób.

Chyba pierwszy raz od początku roku akademickiego rozmawiałam z kimś z mojego kierunku naprawdę swobodnie.
Myślę, że dla Was to całkiem śmieszne. Dla mnie to nowy krok.

W piątek od wykładu wolałam jechać do galerii, kupić sobie wypatrzone już wcześniej, piękne holograficzne buty, nowy crop top i posprzeczać z mamą.
W piątek też poszłam spotkać się z ludźmi, których potocznie nazywam chłopakami, mimo że wśród nich jest przecież jeszcze Pacia. Dziewczyna, Tomka.
Nie było fajnie. Cierpkość, pustość, mus.
Zmarzłam, nosiłam bluzę Igora, czułam się przez to jeszcze bardziej niekomfortowo. Z ulgą wróciłam do własnych czterech ścian.

Sobota. Drugi dzień IEM, pierwszy pokazów mody. Nigdzie nie poszłam. Może w jakimś stopniu chciałam. Może w jakimś nie dałam rady.

Niedziela. Trzeci dzień IEM, drugi pokazów. Patrycja wspomniała, że chciałaby iść na to drugie. Spodziewałam się, że się nie odezwie. I nie zrobiła tego.
Przespałam dzień.

Nie nadaję się do ludzi, bo jestem kosmitą.


Przychodzą takie dni, w których chciałabym być taka jak na przykład ona. Często przychodzą.

 
Nie kładłam się do 4 rano, a teraz nie mogę zasnąć. Czuję się koszmarnie. Grubo, brzydko i beznadziejnie. Dodatkowo jest mi zimno, mam zakwasy, a jutro studia.

Mówiąc szczerze, chyba nie umiem już przelewać tych swoich smętów na bloga, bo wszystko krąży wokół jednego i trudno mi pisać milion razy o tym samym. Czy to w ogóle możliwe, kochać siebie samego?

Usłyszałam też w ten głupi piątek, że przesadzam. Tak to zrozumiałam w każdym razie. Ale z drugiej strony- zastanów się, co Ty możesz wiedzieć? Znasz mnie czy nazwę piwa jakie piję? To, że mój blog jest ogólnodostępny, nie znaczy że musisz go czytać.

Idę dzisiaj do kina. Minęło tak wiele czasu od kiedy ostatnio tam byłam! Planuję poprosić też o plakat z filmu, ale nie wiem jak z tym będzie bo nie wiedzieć czemu trochę stresuję się tym faktem.

Dostanę dzisiaj tabletki, niech pomogą.
I chociaż cerę mam ładną.

poniedziałek, 17 marca 2014

A gdybyś tu przy mnie dziś był, chociaż wiatr już tuli mnie.
I usiadł byś na piasku gdzieś bo na trawie lubisz mniej.
I całą noc do rana i w dzień opowiadał byś mi, co u ciebie a u mnie nie.

Karmelowa skóra Twoja. Porysował czas ramiona.
Ocieramy się o siebie, razem ze mną obok mnie.

A gdyby tak oszukać czas, rutynowy rzucić szlak.
Na balkonie spać gdy noc ciepła jest.
I trzymaj mnie za rękę gdy śpię. Spać po prawej lubię mniej.
A gdy będzie źle nie puść mnie.


niedziela, 9 marca 2014

Po pracy nad rozdziałem i cotygodniowym domowym spa, nadrabiam sobie zaległości w mangach i parzę herbatę z jagodami goji. Są takie pyyyszne!


sobota, 8 marca 2014

Chyba się normalnie wyłożę na podłodze i włączę pocahontas. Halo.
Na mikroekonomii i psychospołecznych aspektach zarządzaniach spisałam sobie książki, które uznałam za warte uwagi. Nie skończyłam jeszcze Pekińskiej Komy ale w niczym mi to nie przeszkadza, bo i tak pewno prędko się za nie nie wezmę.
I w zasadzie, to nawet super, że jest na tych studiach cokolwiek co mnie interesuje. Choćby to był jeden przedmiot czy kolor ściany- zawsze coś.
Ale i tak jest do dupy.

 
Za dwie godziny jest zbiórka. Ja zrezygnowałam, dogadałam się i nawet nie żałuję.
Żałuję tylko, że dziś nie spotkałam się z chłopakami na piwie- bo Pacia jest chora. Mam jednak wielką nadzieję na to, że schleję się jutro do nieprzytomności.

Chyba zetnę te włosy w końcu. Może będą jakieś wolne terminy w ten weekend i się wcisnę?

Zamawiałam dzisiaj pizzę, no bo co mi tam.
Otworzyłam drzwi, a dostawca słodko na mnie spoglądał. Był taki uroczy! Krótkie włosy w kolorze płomyków, ładna żuchwa, wysoki wzrost.
I wracał nawet, bo zapomniał dać mi pepsi. Najmocniej przepraszał. Ojej no. Jak nie barmani to dostawcy.
Może w przyszłym tygodniu zamówię jeszcze raz, o tej samej porze. Haha.

Rany... Jestem tak bardzo zmęczona. Stres mnie wykańcza. Bardzo nie chcę wracać tam we wtorek.


Wiedziałam, że wraz z powrotem na studia będę czuła się źle. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak.
Patrzą na mnie z niechęcią, nie odzywają się. 

Przynajmniej wykłady z prawa bardzo mi się spodobały. Mimo to w przyszłym tygodniu nie pójdę na nie, bo ćwiczenia są odwołane. Pojawię się tylko na angielskim, rano. Im mniej ich wszystkich tym lepiej. Nie chcę czuć się jak biedronka w słoiku jeśli nie czuję takiego przymusu. Jestem dziwadło, dziwadło.

Chciałabym być mała i marzyć o lampie z lawą.

niedziela, 23 lutego 2014

Kurczę no, co się dzieje, dlaczego jesteś dla mnie taki oschły. Odnoszę teraz wrażenie, że się jedynie wygłupiam.

sobota, 22 lutego 2014

Czuję się potrzebna kiedy czytam tamte komentarze.


O mój Boże, niech mi ktoś kupię tę bieliznę!!!!



Dostałam dziś paczuszkę od J. w której istnienie zwątpiłam zanim zaczęłam nawet wierzyć haha. Przed południem, mama obudziła mnie i pokazała mi ją, czym natychmiastowo obudziła moją euforię. Tak bardzo się cieszę! ☆ 
Huhu, w końcu i ja muszę się zebrać i coś kupić bo odkładam to i odkładam.

PS. Ale ten sen, mimo że był miły to nadal pozostaje przeginką haha.

To egoistyczne co napiszę ale tak prawdę mówiąc i niczego nie unikając - boję się. Już 22 luty. Zostało 10 dni do powrotu na studia. Boję się tych ludzi, boję się nowego planu, boję się odpowiedzialności, boję się praktyk, boję się tego co się stanie z moim samopoczuciem, boję się że nie poradzę sobie w tym semestrze czy to z prawem, matematyką czy czymś innym i mnie obleją. Co prawda, myślę że gdyby tak się stało to byłaby dla mnie swojego rodzaju ulga, ale tak nie może się stać bo nie chcę zawieść mamy po raz kolejny.

Boję się wszystkiego. Nie chcę tam wracać ale nie chcę też tkwić w domu. Chcę być w Utopii, gdzieś pośrodku.

Gdybym miała tam kogokolwiek byłoby łatwiej. Oni mnie nienawidzą, prawda?


piątek, 21 lutego 2014

Niedawno, bo we wtorek spotkałam się z Agą. Od dłuższego czasu bardzo zależało mi na tym, żeby spotkać się w ładnej kawiarence. Na brunch, na lunch, na cokolwiek. Jestem zmęczona upijaniem się, a przecież tak bardzo lubię estetyczne miejsca czy dobrze wyglądające jedzenie.

Aga kończyła wykład o 11, ale ja wyszłam z domu po 8. Rezygnuję z wyjazdu do Berlina i próbuję skontaktować się z organizującym to nauczycielem. Pisałam do niego, ale zbyt wiele z tego nie wyniosłam. Powiedział, żebym przyszła na konsultacje. Nie przyszłam w pierwszym terminie. Za to byłam na uczelni w dwa następne i jedyne co z tego miałam to zmarnowany bilet. Jednym razem byłam zbyt późno bo nie wiedziałam od której 'urzęduje'. Drugim, zastałam zamknięte drzwi, a pan z recepcji powiedział, że go nie ma. Hehe. No nie wiem, postaram się go znaleźć wraz z rozpoczęciem się semestru letniego. A z biurem podróży jest ok, powiedzieli że jeśli byłam zapisana na wahadło to nie problemu w rezygnacji.

Tak czy inaczej. Wyszłam z budynku parę minut po 9. Była śliczna pogoda, a ja nie miałam żadnego pomysłu na to co mogę robić przez te prawie 2 godziny. W zasadzie cały czas tkwiło mi w głowie to, żeby iść do galerii. Ale ja w sumie trochę się bałam, bo nie lubię sama chodzić do zatłoczonych miejsc. Śmieszne, co nie? I nie chciałam od razu stracić całej swojej kasy, do czego absolutnie mam wyjątkowy talent.
Ale z drugiej strony, to była świetna okazja by nabrać trochę pewności siebie. Zdecydowałam. Ruszyłam. Pieszo, by minęło więcej czasu. I z telefonem w dłoni. Na nim Mama i Boroska.
Doszłam w kilkanaście minut, jak kretyn. Na co mi ten cały pośpiech?
Zgarnęłam mapkę przy wejściu, którą ani razu się nie posłużyłam i zaczęłam się szwendać. Kupiłam sobie olejek arganowy do twarzy, w końcu! Kilka innych rzeczy, które lekko zwężyły mój budżet i magazyn, którego stanę się chyba stałą czytelniczką - Trendy Art of Living, serio zakochałam się.

Zostało mi jeszcze trochę czasu- dlaczego nie skorzystać z wiosennej pogody? Przypomniałam sobie o ławkach niedaleko lokalnego oddziału tvn. I to był błąd. Spacer w mieście wiecznego remontu nie był zbyt komfortowy, szczególnie jeszcze kiedy nie wiesz dokładnie w którą stronę iść, by nie natrafić na ogrodzenie zabezpieczające wykopy i by przy okazji nie umrzeć pod tramwajem. Ławek nie ujrzałam, nie było ich tam. Znalazłam coś zastępczego, przy postoju taksówek, gołębi, pani sprzedającej bajgle i ze słońcem wypalącym oczy. Co mogę powiedzieć, nie wytrzymałam tam długo i wróciłam do galerii, zjechałam na dół i siedziałam na dworcu autobusowym zagłębiając się w lekturze. Czas stał w miejscu, ale już nie oddziaływał na moje nerwy tak jak wcześniej. Chwilę później przysiadł się do mnie mężczyzna, pytał czy może zająć chwilę. Od razu pomyślałam, że Chryste, pewnie zaraz zginę. Koniec końców nic takiego się w zasadzie nie stało, bo chciał tylko moich odpowiedzi na parę pytań z ankiety. Haha, przez cały ten czas bałam się, że będzie kazał mi podać swoje dane, a wtedy wykażę się jako zbyt mało asertywna osoba no i umrę.
I tak jak myślałam, poprosił o numer telefonu i kod pocztowy. Nie było to imię, nazwisko ani adres, a kod pocztowy i tak wpisał losowy bo powiedział że zwykle tak robi bo nie ma on znaczenia, a numer jest potrzebny tylko do potwierdzenia tego, że odpowiadałam na te pytania. Ale i tak tragedia no, to wszystko nie na moje biedne serce.

W końcu Aga napisała w wiadomości, że już idzie. Tyle szczęścia.
Wjechałam z powrotem na górę i wyszłam na zewnątrz, żeby wyjść jej na spotkanie. Specyficzny pan z jednym okiem przestraszył mnie, lustrując mnie nim nieprzyjaźnie. Tak bardzo wtedy chciałam, żeby już przyszła haha.

Przytuliłyśmy się na powitanie i weszłyśmy na dworzec. Początkowo miałyśmy iść do Le Crobag, bo bardzo chciałam. Menu z ich witryny internetowej totalnie mnie w sobie rozkochało i musiałam to wszystko sprawdzić. A tu jedno wielkie rozczarowanie, bo nie było tam praktycznie nic prócz croissantów. : <
Po dłuższych poszukiwaniach, wylądowałyśmy w cukierni Sowa. I dzięki Bogu, bo to niesamowite miejsce! Przemiła obsługa, niewygórowane ceny, pyszne, śliczne słodycze i wszechobecny motyw sowy. ❤  I nawet polubili moje zdjęcia na instagramie! Będę prześladować Agę, żebyśmy tam częściej chodziły!
To był dobry dzień.

Dlaczego istne diabły chodzą po ziemi i nic a nic im się nie przytrafia? A ci, którzy niczym sobie nie zawinili... Ten świat jest kpiną.

Bardzo chciałabym, żeby ktoś wynalazł panaceum. Chciałabym innego życia dla wszystkich. Lepszego życia.

sobota, 15 lutego 2014

Jest tak wiele rzeczy, których nie rozumiem. Jeśli nad tym pomyśleć to przecież mogłam być z R. Mogłam. Mogłam być z A. TEŻ MOGŁAM. A ja wciąż to wszystko odrzucam i bawię w psa Hachiko. Nie wiem czemu to robię. Nie wiem dlaczego czekam z utęsknieniem na Twój powrót, który jednocześnie napawa mnie każdą możliwą obawą. Nie ma przecież żadnej gwarancji. Prócz Twoich słów, które w dalszym ciągu pozostają jedynie słowami. Dodatkowo, jesteś mężczyzną i muszę brać pod uwagę to, że możesz kłamać.

A może ja jestem idiotą.
A może w efekcie używania serca przez tak długi okres czasu przegrzeje się, a ja umrę i będzie po problemie?


Widziałam dzisiaj tylko jeden występ łyżwiarzy figurowych i aż płakać się chce, myślałam że nie będzie transmisji a tu trafiłam na nią tuż pod koniec.
Było pięknie w każdym razie.
A pozostałe znajdę gdzieś w internetach, prawda? W przeciwnym razie postanawiam skonać i może książkę o mnie napiszą.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki. Wstałam późną porą, wszystko przez długi brak snu.

Jest tak jak myślałam. Limit dobrego humoru został chyba trochę wyczerpany. Ale no co, prawie dwa dni to całkiem sporo haha.

Doczekałam się Goosebumps, programu z dzieciństwa który zna chyba każdy kto w tamtych czasach posiadał Fox Kids. Totalnie nie wiem, dlaczego się tego bałam bo przecież miło się oglądało.


Wczoraj myślałyśmy z Agą o spędzeniu popołudnia razem. Pójść do Le Crobag, co już planujemy od dłuższej chwili. Pójdziemy w poniedziałek, po Jej zajęciach. Ja mam jeszcze wolne, do marca.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania!

Nie podoba mi się ten szablon, jestem antytalentem na wszystkich płaszczyznach.

Wesołej końcówki Dnia Miłości!

czwartek, 13 lutego 2014

Orient Express. Choć większość strojów nie była w moim stylu to jego klasyczne sukienki zawsze są absolutnie mniam.
Ale jakość to chyba postanowiła pozostać na poziomie ryby głębinowej, czyli poziomie gównianym.
Tak czy siak udało mi się coś capnąć print screenem, hihi! Czuję się, jakbym tam była!


Stroje inspirowane Pierwszą Damą Tajlandii, pokażcie to juuż!
Za moment rozpocznie się transmitowany na żywo pokaz najnowszej kolekcji Wolińskiego.

Byłam do niego bardzo uprzedzona. Do jego osoby.
Do chwili, w której mogłam zobaczyć jego sukienki na własne oczy. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Tak, to był jakiś kulminacyjny moment bo już naprawdę nie obchodzi mnie to czy jest rozpieszczony, narcystyczny czy wręcz przeciwnie. Wystarczy, że jest czarodziejem, jego wyobraźnia nie ma bez granic, a dłonie tworzą cuda.
No nie mogę się doczekać, trzymam kciuki.
Nie pisałam. Długo nie pisałam. Wiatr wezbrał na sile i zagnał w moim kierunku ciemne chmury. Przysłoniły widok, spętały serce.
Teraz chyba mnie opuściły bo jakimś sposobem klikam sobie w te literki. Tak, wczoraj udała mi się duża rzecz. I bardzo podniosła mnie na duchu!
I wiem. Wiem, że chmury wrócą wraz z początkiem marca. Tak samo koszmarne. Nic się nie zmieni, póki ja sama tego nie zrobię. Ale czy denerwowanie się na zapas w czymkolwiek mi pomoże? Nie sądzę.

Wcześniej sporo się działo. Zbyt dużo by móc to wszystko opisać w jednej notatce. Może w zasadzie nie aż tak ale ten kompleks miał dla mnie większe znaczenie?
Hmm. W sumie ja najprawdopodobniej i tak zmienię zdanie. W każdym razie teraz mi się po prostu nie chce tego robić. Nie zmrużyłam oka tej nocy; jestem na nogach od wczorajszej szesnastej.
Sama nie wiem dlaczego nie śpię, nie rozumiem tego.

A dzisiaj pierwszy raz od kiedy tylko pamiętam dostałam kwiaty od ojca. Na walentynki.
Cóż, na same róże nie mam się co złościć. Są bardzo urokliwe, nie uważacie?