piątek, 21 lutego 2014

Niedawno, bo we wtorek spotkałam się z Agą. Od dłuższego czasu bardzo zależało mi na tym, żeby spotkać się w ładnej kawiarence. Na brunch, na lunch, na cokolwiek. Jestem zmęczona upijaniem się, a przecież tak bardzo lubię estetyczne miejsca czy dobrze wyglądające jedzenie.

Aga kończyła wykład o 11, ale ja wyszłam z domu po 8. Rezygnuję z wyjazdu do Berlina i próbuję skontaktować się z organizującym to nauczycielem. Pisałam do niego, ale zbyt wiele z tego nie wyniosłam. Powiedział, żebym przyszła na konsultacje. Nie przyszłam w pierwszym terminie. Za to byłam na uczelni w dwa następne i jedyne co z tego miałam to zmarnowany bilet. Jednym razem byłam zbyt późno bo nie wiedziałam od której 'urzęduje'. Drugim, zastałam zamknięte drzwi, a pan z recepcji powiedział, że go nie ma. Hehe. No nie wiem, postaram się go znaleźć wraz z rozpoczęciem się semestru letniego. A z biurem podróży jest ok, powiedzieli że jeśli byłam zapisana na wahadło to nie problemu w rezygnacji.

Tak czy inaczej. Wyszłam z budynku parę minut po 9. Była śliczna pogoda, a ja nie miałam żadnego pomysłu na to co mogę robić przez te prawie 2 godziny. W zasadzie cały czas tkwiło mi w głowie to, żeby iść do galerii. Ale ja w sumie trochę się bałam, bo nie lubię sama chodzić do zatłoczonych miejsc. Śmieszne, co nie? I nie chciałam od razu stracić całej swojej kasy, do czego absolutnie mam wyjątkowy talent.
Ale z drugiej strony, to była świetna okazja by nabrać trochę pewności siebie. Zdecydowałam. Ruszyłam. Pieszo, by minęło więcej czasu. I z telefonem w dłoni. Na nim Mama i Boroska.
Doszłam w kilkanaście minut, jak kretyn. Na co mi ten cały pośpiech?
Zgarnęłam mapkę przy wejściu, którą ani razu się nie posłużyłam i zaczęłam się szwendać. Kupiłam sobie olejek arganowy do twarzy, w końcu! Kilka innych rzeczy, które lekko zwężyły mój budżet i magazyn, którego stanę się chyba stałą czytelniczką - Trendy Art of Living, serio zakochałam się.

Zostało mi jeszcze trochę czasu- dlaczego nie skorzystać z wiosennej pogody? Przypomniałam sobie o ławkach niedaleko lokalnego oddziału tvn. I to był błąd. Spacer w mieście wiecznego remontu nie był zbyt komfortowy, szczególnie jeszcze kiedy nie wiesz dokładnie w którą stronę iść, by nie natrafić na ogrodzenie zabezpieczające wykopy i by przy okazji nie umrzeć pod tramwajem. Ławek nie ujrzałam, nie było ich tam. Znalazłam coś zastępczego, przy postoju taksówek, gołębi, pani sprzedającej bajgle i ze słońcem wypalącym oczy. Co mogę powiedzieć, nie wytrzymałam tam długo i wróciłam do galerii, zjechałam na dół i siedziałam na dworcu autobusowym zagłębiając się w lekturze. Czas stał w miejscu, ale już nie oddziaływał na moje nerwy tak jak wcześniej. Chwilę później przysiadł się do mnie mężczyzna, pytał czy może zająć chwilę. Od razu pomyślałam, że Chryste, pewnie zaraz zginę. Koniec końców nic takiego się w zasadzie nie stało, bo chciał tylko moich odpowiedzi na parę pytań z ankiety. Haha, przez cały ten czas bałam się, że będzie kazał mi podać swoje dane, a wtedy wykażę się jako zbyt mało asertywna osoba no i umrę.
I tak jak myślałam, poprosił o numer telefonu i kod pocztowy. Nie było to imię, nazwisko ani adres, a kod pocztowy i tak wpisał losowy bo powiedział że zwykle tak robi bo nie ma on znaczenia, a numer jest potrzebny tylko do potwierdzenia tego, że odpowiadałam na te pytania. Ale i tak tragedia no, to wszystko nie na moje biedne serce.

W końcu Aga napisała w wiadomości, że już idzie. Tyle szczęścia.
Wjechałam z powrotem na górę i wyszłam na zewnątrz, żeby wyjść jej na spotkanie. Specyficzny pan z jednym okiem przestraszył mnie, lustrując mnie nim nieprzyjaźnie. Tak bardzo wtedy chciałam, żeby już przyszła haha.

Przytuliłyśmy się na powitanie i weszłyśmy na dworzec. Początkowo miałyśmy iść do Le Crobag, bo bardzo chciałam. Menu z ich witryny internetowej totalnie mnie w sobie rozkochało i musiałam to wszystko sprawdzić. A tu jedno wielkie rozczarowanie, bo nie było tam praktycznie nic prócz croissantów. : <
Po dłuższych poszukiwaniach, wylądowałyśmy w cukierni Sowa. I dzięki Bogu, bo to niesamowite miejsce! Przemiła obsługa, niewygórowane ceny, pyszne, śliczne słodycze i wszechobecny motyw sowy. ❤  I nawet polubili moje zdjęcia na instagramie! Będę prześladować Agę, żebyśmy tam częściej chodziły!
To był dobry dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz