poniedziałek, 24 marca 2014

Czy ona poślubi księcia? Powiedz mamo!

sobota, 22 marca 2014

Ma już swój oficjalny profil, na który można wysyłać pytania. Boże, a ja nie mam żadnego pomysłu. Boję się, że kiedy jego konto stanie się bardziej popularne to stracę tę szansę.

Bardzo chciałabym zobaczyć już Carte Blanche.

Zdecydowanie dołączył do grupki Polskich aktorów, w których wierzę i będę wierzyć.


Spędzam czas w kuchni. Nie przeszkadzam nikomu, siedzę sobie okryta kocem, przy dźwiękach pianina i ze łzami w oczach. Tak się zaczyna wiosna.
Tej nocy spałam długo. Zasnęłam około 21, wstałam po 12 następnego dnia. To dla mnie niezwykłe, od kilku miesięcy zasypiam około 4. Kto wie, najwidoczniej tego potrzebowałam.
Po przebudzeniu leżałam w łóżku. Spoglądałam na swoją lewą dłoń skąpaną w promykach słońca, które jakimś cudem przedostały się przez zasłony okien. Wydawało mi się, że czułam nagły przypływ sił witalnych i zapał do życia. Chciałam zrobić tak wiele!
Jednak racja, tylko mi się wydawało. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Tkwiłam przez ten czas chyba w posennych obłokach, które zostały przegnane przez zamieszkałe już chyba na zawsze potwory z głowy.
Nie poszłam na studia, nie spotkałam się z Patrycją, nie zrobiłam w zasadzie nic. Nie potrafię. Nie potrafię żyć normalnie ani zmienić toku myślenia.

Znalazłam w internecie inne tabletki, opinie wiele obiecują. Przejdę się do apteki. Jutro, czy kiedyś. Bo Paweł do mnie dzwonił. Nie wiem czego oczekuje, że nagle rzucimy mu się do stóp, bo wrócił? Po miesiącu-dwóch- czyli od czasu w którym do niego dzwoniliśmy/wysyłaliśmy smsy i nie dał znaku życia? Jeśli to czytasz, nie uważasz, że to nieco dziecinne? Nie zasługujemy na nic innego, bo nie studiujemy w innym mieście, tak jak Ty? Co chciałeś na tym ugrać?

Nie mniej jednak, dobrze że się w ogóle odezwałeś.


piątek, 21 marca 2014

Chciałbym powiedzieć ci, opisać cały ból. Przypomnieć wielkość chwil, używać małych słów.
Szarość tak dumnie brzmi, warta każdego dnia. By stanąć obok nich, ratować ulic gwar. Dobrze pamiętam plan, choć tak odległy jest. Czy to że sił mi brak, zwiastuje koniec nas?
Nie martw się proszę, wszystko skończy się. Prędzej i mocniej, odwaga zabija mnie. Nic się nie stało, przecież dobrze wiesz, oddałem wszystko żeby wszystko mieć.

Wzięłam za dużo tabletek. Ginę już małymi krokami, ale wina i kara są nierozłączne.
Drugi dzień z rzędu śni mi się Ziętek. Dzięki boże, tyle chociaż mam z tych ekscesów miłosnych.
Nadal żyję tym filmem. Zastanawiam się, czy nie pójść obejrzeć go raz jeszcze.


środa, 19 marca 2014

Coś tak przeczuwałam, że znowu spotkam chłopaka z zeszłej środy. Było zimno, padał deszcz i na domiar złego nie miałam przy sobie parasola. To zrozumiałe, że chciałam jak najszybciej dostać się do domu. Przyjechało 37 więc bez wahania do niego wsiadłam. Nawet mi przez głowę nie przeszło, że to jego autobus. Zdejmując kaptur usłyszałam krótkie: "już ze szkoły?". I to pytanie było bezsprzecznie kierowane do mnie. No i to był on, niestety.


Kiwnęłam głową (już pal sześć to, że jestem na studiach co w ubiegłym tygodniu mu mówiłam) co chyba uznał za przyzwolenie na swoje głupie pierdolenie. Chwilę wytrzymałam, ale wykorzystałam moment w którym poszedł skasować bilet. Wepchałam się między grupkę ludzi, a jemu się nie udało hihi.

Cholera nooo.
Wygląda na to, że tak już będzie co tydzień... No ja nie wiem. Albo trochę odczekam i dopiero po jakimś czasie pójdę na przystanek albo po prostu się gdzieś schowam i nie będę jeździła tym samym autobusem. No nie wierzę. Kiedyś przecież marzyłam o tym, żeby dane mi było przeżyć w życiu coś takiego.
Ale obecnie traktuję to po prostu jako kłopotliwe zawracanie dupy. Nigdy nie chciałam też traktować innych ludzi w sposób w jaki sama nie chciałabym być potraktowana.... W takich przypadkach to nie takie proste.

W każdym razie na samym angielskim było fajnie. Siedziałam z Martą. Jest z innego kierunku i jest okropnie fajna! Zwyczajnie fajna. I nawet nazwała mnie słodką!
To jedna z nielicznych osób (czyli coś koło dwóch, trzech) na które nie patrzę w ten sposób:


Cóż, fajnie jest się do kogoś czasem odezwać.

W drodze powrotnej rozmawiałam przez telefon z moim żywym sreberkiem Agnieszkiem na temat nowo przebytych zdarzeń, urodzin Jej kuzyna i psów pozbywających się moczu stojąc przy tym na przednich łapach. Zabawne.
Byłam taka głodna! Weszłam w końcu w posiadanie napoju z kolagenem i no, przypadł mi do gustu. Chyba będzie stałym gościem mojej drogi pokarmowej, lolol.
Kupiłam też japoński makaron instant i ELLE, którą czytałam sobie podczas następnej drogi na studia.

Prawo takie nudne. Twarze takie głupie. No nie polubię ich.

W czwartek ogłoszono godziny rektorskie, co oznacza, że aerobik się nie odbędzie. Podobnie jak mikroekonomia. Ale to już z innego, nieznanego mi powodu.
I teraz tak: 8:00 - wykład z matematyki, 9:45 - ćwiczenia z zarządzania, 10:30 - 11:45 - jebana przerwa, 11:45 - ćwiczenia z matematyki.................. No i co mam zrobić? Do kina nie pójdę, bo nie zdążę wrócić. Do domu podobnie.
Wrrr, ratunku. Nie chcę się zrywać rano.

wtorek, 18 marca 2014

 
Magia kina. Warto było.
Ale nie mam plakatu...



Napiszę o zeszłym tygodniu. Być może to mnie znuży i uda mi się w końcu zdrzemnąć.
W środę na zajęciach z angielskiego przydzielono mnie do grupy z dwoma dziewczynami siedzącymi ławkę przede mną. Pamiętam imię tylko jednej z nich, dlatego że ma żółte, kocie oczy i podczas zadania bąknęła coś o zainteresowaniu Japonią. Prawie bez powodu ją polubiłam.
W drodze do domu, na przystanku zagadał do mnie jakiś facet. Zdecydowanie nie mój typ i zdecydowanie nie mówił interesujących rzeczy. Zaczął od spytania mnie o to czy 37 już jechało, kiedy sama ledwo co przyszłam i wlepiałam wzrok w rozkład jazdy.
Przez cały czas czułam, że na mnie patrzy. Parę chwil później znowu podszedł, pytał o tak wiele... Skąd przyszłam, czy jestem ze szkoły, czy z uczelni, a jak z uczelni to z jakiej, a ile godzin nas tam trzymają (?), czy jest fajnie, czy odpowiada mi to miejsce, a na jakim kieruneku jestem, bo według niego najfajniejszymi kierunkami są astronomia i cukiernictwo (?) i pierdu pierdu, koniec końców spytał czy jestem wolna w weekend. Nie starałam się być dla niego miła, a mimo to o to spytał. No cóż. Trudno mi nawet przytoczyć to co mu odpowiedziałam, ale wierzcie na słowo, że pierwszy raz tak szybko szłam do autobusu.
W każdym razie, nie powiem, mimo tego, że w żadnym wypadku nie będę żałować, że się nie skusiłam na to spotkanie, to jednak sam fakt tego zdarzenia był całkiem miły. Nawet uśmiechałam się do siebie jadąc do domu.

Czwartek. No, czwartek to pracowity dzień.
Rano są wykłady z matematyki, na które zwykle boję, że nie zdążę dojechać w odpowiednim czasie i znaleźć wolnego miejsca (albo będę zmuszona do siedzenia na parapecie). Tym razem mi się udało. Ponadto, udało mi się też do kogoś odezwać. Choć w zasadzie to ta osoba odezwała się do mnie, a ja tylko zdecydowałam się podtrzymać tę wymianę zdań.

Na ten tydzień zaplanowane było szkolenie z policjantami i ratownikami medycznymi, dzięki czemu odpadły nam ćwiczenia z mikroekonomii i zarządzania, he. Szkolenie samo w sobie było w porządku, chociaż z początku było okropnie nudne. Później ćwiczenia z matematyki, na których mój jako tako dobry humor zgasł jak znicz olimpijski pod koniec igrzysk. Do tego stopnia, że miałam łzy w oczach. Nie rozumiem nic. Nic.
Napływa tyle nowych informacji, które potrafię jedynie ładnie zapisać w zeszycie...

Z duszą na ramieniu pojechałam odpocząć do domu, przez kilka godzin, które dało mi okienko przed aerobikiem.
Bałam się, ale wróciłam. Same zajęcia przypadły mi do gustu. Grupa mała, liczy zaledwie kilka osób.

Chyba pierwszy raz od początku roku akademickiego rozmawiałam z kimś z mojego kierunku naprawdę swobodnie.
Myślę, że dla Was to całkiem śmieszne. Dla mnie to nowy krok.

W piątek od wykładu wolałam jechać do galerii, kupić sobie wypatrzone już wcześniej, piękne holograficzne buty, nowy crop top i posprzeczać z mamą.
W piątek też poszłam spotkać się z ludźmi, których potocznie nazywam chłopakami, mimo że wśród nich jest przecież jeszcze Pacia. Dziewczyna, Tomka.
Nie było fajnie. Cierpkość, pustość, mus.
Zmarzłam, nosiłam bluzę Igora, czułam się przez to jeszcze bardziej niekomfortowo. Z ulgą wróciłam do własnych czterech ścian.

Sobota. Drugi dzień IEM, pierwszy pokazów mody. Nigdzie nie poszłam. Może w jakimś stopniu chciałam. Może w jakimś nie dałam rady.

Niedziela. Trzeci dzień IEM, drugi pokazów. Patrycja wspomniała, że chciałaby iść na to drugie. Spodziewałam się, że się nie odezwie. I nie zrobiła tego.
Przespałam dzień.

Nie nadaję się do ludzi, bo jestem kosmitą.


Przychodzą takie dni, w których chciałabym być taka jak na przykład ona. Często przychodzą.

 
Nie kładłam się do 4 rano, a teraz nie mogę zasnąć. Czuję się koszmarnie. Grubo, brzydko i beznadziejnie. Dodatkowo jest mi zimno, mam zakwasy, a jutro studia.

Mówiąc szczerze, chyba nie umiem już przelewać tych swoich smętów na bloga, bo wszystko krąży wokół jednego i trudno mi pisać milion razy o tym samym. Czy to w ogóle możliwe, kochać siebie samego?

Usłyszałam też w ten głupi piątek, że przesadzam. Tak to zrozumiałam w każdym razie. Ale z drugiej strony- zastanów się, co Ty możesz wiedzieć? Znasz mnie czy nazwę piwa jakie piję? To, że mój blog jest ogólnodostępny, nie znaczy że musisz go czytać.

Idę dzisiaj do kina. Minęło tak wiele czasu od kiedy ostatnio tam byłam! Planuję poprosić też o plakat z filmu, ale nie wiem jak z tym będzie bo nie wiedzieć czemu trochę stresuję się tym faktem.

Dostanę dzisiaj tabletki, niech pomogą.
I chociaż cerę mam ładną.

poniedziałek, 17 marca 2014

A gdybyś tu przy mnie dziś był, chociaż wiatr już tuli mnie.
I usiadł byś na piasku gdzieś bo na trawie lubisz mniej.
I całą noc do rana i w dzień opowiadał byś mi, co u ciebie a u mnie nie.

Karmelowa skóra Twoja. Porysował czas ramiona.
Ocieramy się o siebie, razem ze mną obok mnie.

A gdyby tak oszukać czas, rutynowy rzucić szlak.
Na balkonie spać gdy noc ciepła jest.
I trzymaj mnie za rękę gdy śpię. Spać po prawej lubię mniej.
A gdy będzie źle nie puść mnie.


niedziela, 9 marca 2014

Po pracy nad rozdziałem i cotygodniowym domowym spa, nadrabiam sobie zaległości w mangach i parzę herbatę z jagodami goji. Są takie pyyyszne!


sobota, 8 marca 2014

Chyba się normalnie wyłożę na podłodze i włączę pocahontas. Halo.
Na mikroekonomii i psychospołecznych aspektach zarządzaniach spisałam sobie książki, które uznałam za warte uwagi. Nie skończyłam jeszcze Pekińskiej Komy ale w niczym mi to nie przeszkadza, bo i tak pewno prędko się za nie nie wezmę.
I w zasadzie, to nawet super, że jest na tych studiach cokolwiek co mnie interesuje. Choćby to był jeden przedmiot czy kolor ściany- zawsze coś.
Ale i tak jest do dupy.

 
Za dwie godziny jest zbiórka. Ja zrezygnowałam, dogadałam się i nawet nie żałuję.
Żałuję tylko, że dziś nie spotkałam się z chłopakami na piwie- bo Pacia jest chora. Mam jednak wielką nadzieję na to, że schleję się jutro do nieprzytomności.

Chyba zetnę te włosy w końcu. Może będą jakieś wolne terminy w ten weekend i się wcisnę?

Zamawiałam dzisiaj pizzę, no bo co mi tam.
Otworzyłam drzwi, a dostawca słodko na mnie spoglądał. Był taki uroczy! Krótkie włosy w kolorze płomyków, ładna żuchwa, wysoki wzrost.
I wracał nawet, bo zapomniał dać mi pepsi. Najmocniej przepraszał. Ojej no. Jak nie barmani to dostawcy.
Może w przyszłym tygodniu zamówię jeszcze raz, o tej samej porze. Haha.

Rany... Jestem tak bardzo zmęczona. Stres mnie wykańcza. Bardzo nie chcę wracać tam we wtorek.


Wiedziałam, że wraz z powrotem na studia będę czuła się źle. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak.
Patrzą na mnie z niechęcią, nie odzywają się. 

Przynajmniej wykłady z prawa bardzo mi się spodobały. Mimo to w przyszłym tygodniu nie pójdę na nie, bo ćwiczenia są odwołane. Pojawię się tylko na angielskim, rano. Im mniej ich wszystkich tym lepiej. Nie chcę czuć się jak biedronka w słoiku jeśli nie czuję takiego przymusu. Jestem dziwadło, dziwadło.

Chciałabym być mała i marzyć o lampie z lawą.