wtorek, 27 stycznia 2015

Dobra, położę się już. I tak się więcej nie nauczę.
Prawdopodobnie jakiś kosmita próbuje się przebić przez moją czaszkę i opanować świat, bo tak właśnie boli mnie głowa.
Piję mleko, staram się opanować jakoś względnie materiał na poprawkę nauk o organizacji. Ale jakoś nie idzie mi łatwo.
Powinnam dostać 5 za to, że wykładowca znał mojego dziadka. Tymczasem wpadła mi tutaj jakoś ocena niedostateczna. Czy to żart. Chyba nie. Wyniki przyszły o północy, poprawa o 10.
Umówiłam się z dziewczyną której nawet nie lubię, że pójdziemy razem. Ale kogo ja tam lubię. Nikogo. Dwie osoby, max. I kota, którego czasami widywałam. Na pierwszym roku. 
Mam potem jeszcze jechać gdzieś z Patrycją i naszymi psami. Daj pan przeżyć, bo nie widziałam dwóch ostatnich odcinków AHS.

sobota, 17 stycznia 2015

Nie wiem jak zacząć ten post. Nie wchodziłam na bloga już spory kawał czasu i chyba nie pamiętam już jak się pisze notki.
Myślę, że jakieś podsumowanie roku dodam gdzieś na dniach. Wydarzyło się dużo, a zarazem jakby nic.
Tak czy owak, nie chce mi się w tej chwili nad tym roztkliwiać, w związku z czym wracam teraz do teraźniejszości. A raczej niedalekiej przeszłości i nieodległej przyszłości.
 
Wczoraj umówiłam się z Agą. Głównym celem tego spotkania były żelkowe bransoletki, które dla niej zamówiłam, zwrócenie książki jej siostry, przypadkowe zakupy w nowo otwartym rossmannie i te planowane w wegAnce. Na tym ostatnim zależało głównie mnie.
Z góry wiedziałam, że przepierdolę cały swój hajs i cóż, tak właśnie się stało. Weganizm to kosztowna sprawa. Bądź co bądź będę tam wracać, spodobało mi się.
Szczególnie muszę koniecznie spróbować lodów daktylowych albo tych o smaku masła orzechowego. Ale jest jeszcze czas, wybierzemy się po nie koło wiosny. Chociaż równie dobrze mogłybyśmy zjeść je już teraz, pogoda taka już. Ale wiecie, lody w zimie? No jak to.

We wtorek mam poprawkę z niemieckiego. Czwartą, hehehe. Gdybym mogła, spaliłabym tę kobietę.
Idę też do centrum z Pacią. Tylko gdzie, bo nie mam żadnego pomysłu.