niedziela, 23 lutego 2014

Kurczę no, co się dzieje, dlaczego jesteś dla mnie taki oschły. Odnoszę teraz wrażenie, że się jedynie wygłupiam.

sobota, 22 lutego 2014

Czuję się potrzebna kiedy czytam tamte komentarze.


O mój Boże, niech mi ktoś kupię tę bieliznę!!!!



Dostałam dziś paczuszkę od J. w której istnienie zwątpiłam zanim zaczęłam nawet wierzyć haha. Przed południem, mama obudziła mnie i pokazała mi ją, czym natychmiastowo obudziła moją euforię. Tak bardzo się cieszę! ☆ 
Huhu, w końcu i ja muszę się zebrać i coś kupić bo odkładam to i odkładam.

PS. Ale ten sen, mimo że był miły to nadal pozostaje przeginką haha.

To egoistyczne co napiszę ale tak prawdę mówiąc i niczego nie unikając - boję się. Już 22 luty. Zostało 10 dni do powrotu na studia. Boję się tych ludzi, boję się nowego planu, boję się odpowiedzialności, boję się praktyk, boję się tego co się stanie z moim samopoczuciem, boję się że nie poradzę sobie w tym semestrze czy to z prawem, matematyką czy czymś innym i mnie obleją. Co prawda, myślę że gdyby tak się stało to byłaby dla mnie swojego rodzaju ulga, ale tak nie może się stać bo nie chcę zawieść mamy po raz kolejny.

Boję się wszystkiego. Nie chcę tam wracać ale nie chcę też tkwić w domu. Chcę być w Utopii, gdzieś pośrodku.

Gdybym miała tam kogokolwiek byłoby łatwiej. Oni mnie nienawidzą, prawda?


piątek, 21 lutego 2014

Niedawno, bo we wtorek spotkałam się z Agą. Od dłuższego czasu bardzo zależało mi na tym, żeby spotkać się w ładnej kawiarence. Na brunch, na lunch, na cokolwiek. Jestem zmęczona upijaniem się, a przecież tak bardzo lubię estetyczne miejsca czy dobrze wyglądające jedzenie.

Aga kończyła wykład o 11, ale ja wyszłam z domu po 8. Rezygnuję z wyjazdu do Berlina i próbuję skontaktować się z organizującym to nauczycielem. Pisałam do niego, ale zbyt wiele z tego nie wyniosłam. Powiedział, żebym przyszła na konsultacje. Nie przyszłam w pierwszym terminie. Za to byłam na uczelni w dwa następne i jedyne co z tego miałam to zmarnowany bilet. Jednym razem byłam zbyt późno bo nie wiedziałam od której 'urzęduje'. Drugim, zastałam zamknięte drzwi, a pan z recepcji powiedział, że go nie ma. Hehe. No nie wiem, postaram się go znaleźć wraz z rozpoczęciem się semestru letniego. A z biurem podróży jest ok, powiedzieli że jeśli byłam zapisana na wahadło to nie problemu w rezygnacji.

Tak czy inaczej. Wyszłam z budynku parę minut po 9. Była śliczna pogoda, a ja nie miałam żadnego pomysłu na to co mogę robić przez te prawie 2 godziny. W zasadzie cały czas tkwiło mi w głowie to, żeby iść do galerii. Ale ja w sumie trochę się bałam, bo nie lubię sama chodzić do zatłoczonych miejsc. Śmieszne, co nie? I nie chciałam od razu stracić całej swojej kasy, do czego absolutnie mam wyjątkowy talent.
Ale z drugiej strony, to była świetna okazja by nabrać trochę pewności siebie. Zdecydowałam. Ruszyłam. Pieszo, by minęło więcej czasu. I z telefonem w dłoni. Na nim Mama i Boroska.
Doszłam w kilkanaście minut, jak kretyn. Na co mi ten cały pośpiech?
Zgarnęłam mapkę przy wejściu, którą ani razu się nie posłużyłam i zaczęłam się szwendać. Kupiłam sobie olejek arganowy do twarzy, w końcu! Kilka innych rzeczy, które lekko zwężyły mój budżet i magazyn, którego stanę się chyba stałą czytelniczką - Trendy Art of Living, serio zakochałam się.

Zostało mi jeszcze trochę czasu- dlaczego nie skorzystać z wiosennej pogody? Przypomniałam sobie o ławkach niedaleko lokalnego oddziału tvn. I to był błąd. Spacer w mieście wiecznego remontu nie był zbyt komfortowy, szczególnie jeszcze kiedy nie wiesz dokładnie w którą stronę iść, by nie natrafić na ogrodzenie zabezpieczające wykopy i by przy okazji nie umrzeć pod tramwajem. Ławek nie ujrzałam, nie było ich tam. Znalazłam coś zastępczego, przy postoju taksówek, gołębi, pani sprzedającej bajgle i ze słońcem wypalącym oczy. Co mogę powiedzieć, nie wytrzymałam tam długo i wróciłam do galerii, zjechałam na dół i siedziałam na dworcu autobusowym zagłębiając się w lekturze. Czas stał w miejscu, ale już nie oddziaływał na moje nerwy tak jak wcześniej. Chwilę później przysiadł się do mnie mężczyzna, pytał czy może zająć chwilę. Od razu pomyślałam, że Chryste, pewnie zaraz zginę. Koniec końców nic takiego się w zasadzie nie stało, bo chciał tylko moich odpowiedzi na parę pytań z ankiety. Haha, przez cały ten czas bałam się, że będzie kazał mi podać swoje dane, a wtedy wykażę się jako zbyt mało asertywna osoba no i umrę.
I tak jak myślałam, poprosił o numer telefonu i kod pocztowy. Nie było to imię, nazwisko ani adres, a kod pocztowy i tak wpisał losowy bo powiedział że zwykle tak robi bo nie ma on znaczenia, a numer jest potrzebny tylko do potwierdzenia tego, że odpowiadałam na te pytania. Ale i tak tragedia no, to wszystko nie na moje biedne serce.

W końcu Aga napisała w wiadomości, że już idzie. Tyle szczęścia.
Wjechałam z powrotem na górę i wyszłam na zewnątrz, żeby wyjść jej na spotkanie. Specyficzny pan z jednym okiem przestraszył mnie, lustrując mnie nim nieprzyjaźnie. Tak bardzo wtedy chciałam, żeby już przyszła haha.

Przytuliłyśmy się na powitanie i weszłyśmy na dworzec. Początkowo miałyśmy iść do Le Crobag, bo bardzo chciałam. Menu z ich witryny internetowej totalnie mnie w sobie rozkochało i musiałam to wszystko sprawdzić. A tu jedno wielkie rozczarowanie, bo nie było tam praktycznie nic prócz croissantów. : <
Po dłuższych poszukiwaniach, wylądowałyśmy w cukierni Sowa. I dzięki Bogu, bo to niesamowite miejsce! Przemiła obsługa, niewygórowane ceny, pyszne, śliczne słodycze i wszechobecny motyw sowy. ❤  I nawet polubili moje zdjęcia na instagramie! Będę prześladować Agę, żebyśmy tam częściej chodziły!
To był dobry dzień.

Dlaczego istne diabły chodzą po ziemi i nic a nic im się nie przytrafia? A ci, którzy niczym sobie nie zawinili... Ten świat jest kpiną.

Bardzo chciałabym, żeby ktoś wynalazł panaceum. Chciałabym innego życia dla wszystkich. Lepszego życia.

sobota, 15 lutego 2014

Jest tak wiele rzeczy, których nie rozumiem. Jeśli nad tym pomyśleć to przecież mogłam być z R. Mogłam. Mogłam być z A. TEŻ MOGŁAM. A ja wciąż to wszystko odrzucam i bawię w psa Hachiko. Nie wiem czemu to robię. Nie wiem dlaczego czekam z utęsknieniem na Twój powrót, który jednocześnie napawa mnie każdą możliwą obawą. Nie ma przecież żadnej gwarancji. Prócz Twoich słów, które w dalszym ciągu pozostają jedynie słowami. Dodatkowo, jesteś mężczyzną i muszę brać pod uwagę to, że możesz kłamać.

A może ja jestem idiotą.
A może w efekcie używania serca przez tak długi okres czasu przegrzeje się, a ja umrę i będzie po problemie?


Widziałam dzisiaj tylko jeden występ łyżwiarzy figurowych i aż płakać się chce, myślałam że nie będzie transmisji a tu trafiłam na nią tuż pod koniec.
Było pięknie w każdym razie.
A pozostałe znajdę gdzieś w internetach, prawda? W przeciwnym razie postanawiam skonać i może książkę o mnie napiszą.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki. Wstałam późną porą, wszystko przez długi brak snu.

Jest tak jak myślałam. Limit dobrego humoru został chyba trochę wyczerpany. Ale no co, prawie dwa dni to całkiem sporo haha.

Doczekałam się Goosebumps, programu z dzieciństwa który zna chyba każdy kto w tamtych czasach posiadał Fox Kids. Totalnie nie wiem, dlaczego się tego bałam bo przecież miło się oglądało.


Wczoraj myślałyśmy z Agą o spędzeniu popołudnia razem. Pójść do Le Crobag, co już planujemy od dłuższej chwili. Pójdziemy w poniedziałek, po Jej zajęciach. Ja mam jeszcze wolne, do marca.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania!

Nie podoba mi się ten szablon, jestem antytalentem na wszystkich płaszczyznach.

Wesołej końcówki Dnia Miłości!

czwartek, 13 lutego 2014

Orient Express. Choć większość strojów nie była w moim stylu to jego klasyczne sukienki zawsze są absolutnie mniam.
Ale jakość to chyba postanowiła pozostać na poziomie ryby głębinowej, czyli poziomie gównianym.
Tak czy siak udało mi się coś capnąć print screenem, hihi! Czuję się, jakbym tam była!


Stroje inspirowane Pierwszą Damą Tajlandii, pokażcie to juuż!
Za moment rozpocznie się transmitowany na żywo pokaz najnowszej kolekcji Wolińskiego.

Byłam do niego bardzo uprzedzona. Do jego osoby.
Do chwili, w której mogłam zobaczyć jego sukienki na własne oczy. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Tak, to był jakiś kulminacyjny moment bo już naprawdę nie obchodzi mnie to czy jest rozpieszczony, narcystyczny czy wręcz przeciwnie. Wystarczy, że jest czarodziejem, jego wyobraźnia nie ma bez granic, a dłonie tworzą cuda.
No nie mogę się doczekać, trzymam kciuki.
Nie pisałam. Długo nie pisałam. Wiatr wezbrał na sile i zagnał w moim kierunku ciemne chmury. Przysłoniły widok, spętały serce.
Teraz chyba mnie opuściły bo jakimś sposobem klikam sobie w te literki. Tak, wczoraj udała mi się duża rzecz. I bardzo podniosła mnie na duchu!
I wiem. Wiem, że chmury wrócą wraz z początkiem marca. Tak samo koszmarne. Nic się nie zmieni, póki ja sama tego nie zrobię. Ale czy denerwowanie się na zapas w czymkolwiek mi pomoże? Nie sądzę.

Wcześniej sporo się działo. Zbyt dużo by móc to wszystko opisać w jednej notatce. Może w zasadzie nie aż tak ale ten kompleks miał dla mnie większe znaczenie?
Hmm. W sumie ja najprawdopodobniej i tak zmienię zdanie. W każdym razie teraz mi się po prostu nie chce tego robić. Nie zmrużyłam oka tej nocy; jestem na nogach od wczorajszej szesnastej.
Sama nie wiem dlaczego nie śpię, nie rozumiem tego.

A dzisiaj pierwszy raz od kiedy tylko pamiętam dostałam kwiaty od ojca. Na walentynki.
Cóż, na same róże nie mam się co złościć. Są bardzo urokliwe, nie uważacie?