poniedziałek, 3 września 2012

No i żyję. Jakoś.
Pogoda trochę londyńska. Zdecydowanie już czuć, że nadszedł czas szkoły.

Przed dziewiątą przyszłyśmy pod świetlicę, ale przeczekałyśmy akademię. A do klasy nawet nie weszłyśmy, no bo w sumie po co?
Złapałyśmy nauczycieli i mam już dzięki temu prawie cały plan.
Co więcej, zmienili mi nauczycielkę z angielskiego, dzięki Ci Boże. Pewnie też ktoś inny będzie mnie uczył matematyki. Eh. Nie chcę, bo jeśli będzie to dyrektorka to umarł w butach.
Zamiast tego zmieńcie polonistę, błagam.




Pierwszoroczni jak pierwszoroczni. Jedna dziewczyna miała creepersy, już jej nie lubię.

Napisałam do mojego bejbe hiih. A po wyjściu ze szkoły patrzę, dzwoni do mnie Paweł. I tak o to poszliśmy sobie na reddsy. I z początku było fajnie, ale po czasie chłopcy zaczęli mnie wkurzać i zepsuli mi humor, trololo. Zero umiaru, naprawdę. No i dziękuję bardzo, poszłyśmy do mnie.

Dino zaprzyjaźnił się z Agą tak bardzo, że puścił smroda. Boże, jak mi było wstyd.

A później na przystanku, kiedy stałyśmy i czekałyśmy na autobus-widmo, nagle przyszła sobie do nas Pacia.
No i zobaczymy się jutro. W szkole, chlip chlip.

CHEERS


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz