piątek, 28 września 2012

Miałam się wcześniej położyć. I jak zwykle. W telewizji trafiłam na Matkę Teresę od kotów... Była dziewiąta wieczorem. Zaczęłam oglądać. Problem w tym, że kiedy się skończyła, to chwilę po tym puścili Francuski numer, który też lubię.
No i ja się jeszcze dziwię, że zaspałam, doprawdy.

W piątki mam zawsze tylko jedną lekcję, więc mama zadzwoniła, że nie przyjdę. I przy okazji zrobiła sobie ze mnie jaja, że pan W. był w sekretariacie, wziął słuchawkę, zdenerwował się itd. co nie było prawdą. Czasami to wredna jest jak ja, naprawdę.
Ale i tak boję się przyszłej środy. Wtedy następny Polski. Już widzę jak mnie ochrzani.
Nic to.
Później przyszły do mnie Aga i Pacia, no ale w piżamie byłam, więc nigdzie nie poszłyśmy.
Trochę później przyszedł Paweł, dzwoniliśmy też do Magdy, ale nie odebrała. Ehs.
O 17 mam się z nią spotkać, chciałabym iść gdzieś pod panoramę, może zobaczyłabym pana kelnera.
Dobra, nie. To śmieszne. Desperacja, desperacja.
Sama nie wiem dlaczego tak bardzo go lubię.

Zjadłabym coś, a nie wiem co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz