piątek, 31 lipca 2015

Niedzielę i wczorajszy dzień spędziłam z Bienkami, na ich działce.
Zaprosili mnie tam w dniu, w którym poszliśmy do muzeum z dziewczynami.
Je też zaprosili oczywiście.
No ale nie przyszły, co w zasadzie nikogo nie zdziwiło.
Najwyżej mnie zirytowało, co też nowością nie jest.
Pod koniec tygodnia właściwie średnio się czułam.
Powód- Dino. Choroba Dina. 
Nie miał apetytu, chęci do zabawy, chęci na spacer. Wystraszyłam się, że wiecie, że to już czas...
Ale nie, dzięki Bogu.


Mama włączyła mu antybiotyk co sprawiło, że z dnia na dzień czuje się lepiej.
W każdym razie, chodzi o to że kilka dni wcześniej pytałam Pacię czy mogę go ze sobą na tę działkę wziąć. Bo Fibi. Wybawiliby się na świeżym powietrzu.
Nastawiłam się na to, że pojadę razem z nim i to choróbsko pokrzyżowały nam plany.

Pojechałam sama. Ale do samego końca zastanawiałam się czy nie wysłać jeszcze wiadomości, że jednak nie przyjadę. Cokolwiek by się z nim nie działo, bardzo to przeżywam. Nie chciałam go zostawiać, mimo że w domu byli wszyscy. To mój najlepszy przyjaciel.
Jak widzicie, nie grało to wszystko i to był po prostu taki dzień. 

Z przystanku odebrał i podwiózł mnie Patryk. Nie lubię jego samochodu. Nie umiem ani wsiąść ani wysiąść, te siedzenia to są jakieś zapadnie a nie siedzenia, nie wiem.
Na miejscu był jeszcze Blady. Jego znam tyle co nic. W sumie, kojarzę trochę, ale nie w takim stopniu co innych chłopaków. Krępował mnie w minimalnym stopniu.

smutno mi było, że Dino też nie może się z nimi bawić
Sporo mieli tam roboty, chłopcy. 
I to ciężkiej.
Troszkę im pomogłam. 
Pacia kosiła żywopłot (przecinając przy okazji kabel od prądu hehe), a ja grabiłam liście. Chociaż nie przepadam za zapachem koszonej trawy to jednak ani trochę nie przeszkadza mi robienie takich rzeczy. To jest bardzo przyjemne. 
Mogłabym tak od czasu do czasu. O ile nie ma w pobliżu pająków wielkości małej śliwki. Kiedy obserwowałam jak chłopcy za pomocą jakiejś linki taśmy czy czegoś wyrywali z ziemi pieńki drzew razem z ich korzeniami to wtedy właśnie takie bydle z dołu wyszło. Idzie rzygnąć.

Później, każdy z nas był mokry. Nie wiem już kto to zapoczątkował- polewanie wodą z węża ogrodowego, ale tak, każdy był mokry. 
Ja najmniej. Instynkt zachowawczy. 
Makijaż jest drogi. Sami wiecie.

Było w porządku, ale tak jak wspomniałam- Byłam przybita. Co przełożyło się też na dwa następne dni. Czasem tak jest, nie ma się nawet siły wstać z łóżka.
Oglądałam anime i let's playe. Fantastycznie.
We wtorek miałam z rana pojechać na awf, ale nic z tego nie wyszło. 
Myślałam, że może w końcu spotkam się z Sylwią (nie widziałam jej miesiąc) ale skończyło się tak, że... No nijak się nie skończyło. Nie umiem już z nią rozmawiać.
Zawsze mi się wydawało, że ona jest moja, a ja jestem jej. Nie ważne co.
Może z jej strony się coś zmieniło.

A wczoraj, w środę, było naprawdę fajnie. Dino już cwaniakuje, dochodzi do siebie. 
Wyszliśmy na spacer, a potem zaniosłam babci obiad. Zostałam u niej na jakiś czas, Kropka ugryzła mnie tylko raz. Same pozytywy.
Dzyń. Telefon. Przyjedziesz na działkę?

Tego dnia, włosy spięłam niedbale, makijaż był na szybko i założyłam też byle jakie ciuchy. Podsumowałam sobie to wszystko i zaraz pędziłam do domu. 



Niedługo bo niedługo, ale byli tam z nami jeszcze Artur i chłopak, którego imienia nie zna nikt. Poważnie.
Razem z Tomkiem coś tam uskuteczniali z dachem. 
A my zajęłyśmy się z sobą.
Dawno nie rozmawiało mi się z nikim tak dobrze jak wtedy z Pacią. 
Jadłyśmy agrest, czarną porzeczkę i rozmawiałyśmy.
Czas minął błyskawicznie. Słońce schodziło w dół. 
Odwieźli mnie do domu.
Poszłam spać jakieś 2 godziny wcześniej niż przeważnie. 
To dobry znak.

A dzisiaj pojechałam sobie z moją babcią do większej niż te w okolicy kwiaciarni. Tak jak mnie prosiła.
Nie znalazła co prawda tego czego szukała i bardzo kurczę dobrze, bo kupiłyśmy coś lepszego. Sama wybrałam, od początku miałam na oku te kwiatki. Nie wiem jak się nazywają ale kojarzą mi się ze smokami. I są bardzo tanie! Tylko 2 złote za jeden kwiat.

Na przystanku jeden facet postanowił sobie, że będzie mi się przyglądał. Tak bez żadnej krępacji, bo co mu tam. Wszedł do tego samego autobusu co my, stanął tuż obok naszych siedzeń i kontynuował. Już mi krew w żyłach buzowała.
Ale uszedł z życiem.
Serio. Co ci ludzie to ja nawet nie. Jak się patrzysz na kogoś, a ten ktoś to widzi i ściąga brwi to znaczy, że trzeba przestać, proste jak obręcz.

Cześć! Na dole zostawiam Sylwię Przetak, bo ją kocham.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz