niedziela, 19 sierpnia 2012

Zapomniałam o wszystkim. Tak jakbym wymazała się z życia na te 5 dni.

Pierwszego dnia padał deszcz. Nie zabrałyśmy parasoli, a że w markecie do którego poszłyśmy jedna sztuka kosztowała miliony monet, toteż byłyśmy praktycznie skazane na ławeczki pod dużym parasolem tuż obok niego. No ale ile można, nie? I w deszczu pomaszerowałyśmy na jakiś bazarek, coby znaleźć jakąś osłonkę. No bo kurde, jeden taki sklep na całe miasteczko... Koniec końców znalazłyśmy co chciałyśmy i ruszyłyśmy w kierunku hoteliku.

Nie wiem, widać coś?

Zrzuciłam wszystko na ziemię i padłam na łóżko. I krótko po tym powstał na nim burdel, tradycyjnie- gdzie ja tam on ehehe.

Siąpiło z nieba jeszcze długo, co mi było nawet na rękę, bo mogłyśmy sobie czytać gazety z pachnącymi bułeczkami i pomarańczową czekoladą w ręce hihi.
A koło 14 skończyło lać i wyszłyśmy z domu. I choć nadal było zimno, mama dzielniee naprzód, a ja jak zawsze marudziłam, uh.
Zawędrowałyśmy z powrotem do centrum, pokupowałyśmy jakieś pierdoły, a potem na chwilę w góry i wodę. Ale byłam tak zmęczona, że praktycznie mało co z tego wszystkiego pamiętam.
Wiem, że pod koniec dnia zajadałam się makowcem ehehe.

Parujące góry!

2 komentarze:

  1. Czy ja cię nie znam z fashiolisty??
    Ciekawy blog!<3Obserwuję!^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba tak. c:
    Dzięki. ♥ Ja Ciebie też! :>

    OdpowiedzUsuń