poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Drugi dzień był po prostu smutny. Był gorszy i przepłakałam prawie cały. Mimo to, pozwiedzałyśmy trochę. Patrzyłyśmy na panoramę gór, na baranki, na całą wisłę, trochę przeszłyśmy. Szkoda mi strasznie, że popsułam mamie dzień, naprawdę. Jestem świnią.

Kupiłyśmy sobie ciepłe piciu w stop cafe. Moja herbata nie smakowała mi nic a nic, podobnie jak kawa mojej mamie. Zamiana i hejeczka.

Piękne ma oczy, co?
Wieczorem oglądałyśmy jeszcze mecz. Ale w sumie szkoda słów, prawda?

Dnia trzeciego zawędrowałyśmy do galerii sztuki i szczerze mówiąc, czułam się tam jak w raju. Szkoda, że przypomniałam sobie o aparacie, kiedy już praktycznie wychodziłyśmy i nie uwieczniłam obrazów, które podobały mi się najbardziej... A były cudowne.
Chciałabym tak kiedyś wrócić z pełnym portfelem i któryś z nich posiąść na własność.

Później jeszcze Kościół Luterański, który był zamknięty, ee.
No ale coś mi się tam ostatecznie udało złapać.


Nieco później pyszne spagetti carbonara i powiększenie zawartości szafy o śliczną sukienkę ehehe.
I... Wiem, że będziecie się ze mnie śmiać, no ale trudno. : < W sklepiku obok hotelu były zapalniczki z kotkami i nie mogłam się powstrzymać, wzięłam po jednej z każdego rodzaju!


Czwartego dnia miałyśmy wracać, ale zmieniłyśmy plany, hihi. Większość czasu spędziłyśmy nad wodą i dobrze. Centrum zaludnione po brzegi, nie wiem skąd ci ludzie się biorą.
Zdjęć mam mało, co tam będę wklejać. I tak jestem z nimi jak azjata przy polu rzepaku, nie?

A dnia ostatniego szwendałyśmy się z plecakami, bo o 10:30 trzeba było zwolnić pokój, a pociąg był dopiero o 13:50.
Ale znalazłyśmy jakąś przechowalnię bagaży i dało radę. Miły dzień.

W pociągu pachniało popcornem, chłopak obok mlaskał, dziecko z tyłu się darło, pan z przodu pachniał trochę kwaskowato, a ja prawie spałam.

Tyle.
Trudno mi przywyknąć do spania we własnym łóżku, wiecie?
Chcę wrócić.
Wygląda jak mops?

2 komentarze: