wtorek, 11 grudnia 2012

Nie poszłam do szkoły. Jutro też się tam nie pojawię. Obudziłam się o 14:58 i to wcale nie z własnej woli, a dzięki psu, który chciał coś zjeść. W sumie gdyby nie to, wcale bym nie wstawała. Nie mam siły kompletnie na nic, a szczególnie na siedzenie w szkole, która jest zimniejsza niż sam dwór.
Znowu zaczyna się to samo. I sama nie wiem czy panuję nad tym, czy nie.

Tak jakby istniał tylko piątek, nic poza tym.

Zdjęcia: panoramowy piątek i wczorajszy powrót z sądu.
  • Piątek: Jak co tydzień, panorama. Tym razem poszłam tam z Pacią i Tomkiem. Później doszedł do nas Norbert. (I naprawdę w porządku chłopak, zabawny) Zaoszczędziłam na biletach, bo przyjechali po mnie autem, do którego nie umiem kurwa wsiadać coby sobie nic nie zrobić. Mniejsza, wypiłam blue baby i dwa duże piwa, faza faza faza. Chciałam jeszcze jedno, byleby tylko nie wracać do domu i móc jeszcze troszkę pogapić się na kelnera, ale nie, bo T. miał kolokwium na drugi dzień, więc schowali mi portfel. I T. porwał nadruk z kotkiem z mojej zapalniczki. (Spalę Ci dom) Takie moje szczęście. Kiedy wyszliśmy, pojechaliśmy na muchowiec żeby trochę przetrzeźwieć. Nie pamiętam wszystkiego, dzięki mojej bardzo silnej główce. Wiem, że leciał Skyfall od Adele i czułam się jak pijany James Bond. Coś tam śpiewałam, wyrwałam włosy Paci, wszyscy mieli ze mnie bekę, bo mówiłam farmazonki. Cóż, przynajmniej miałam dobry humor. I byłam kilka centrum od pana najpiękniejszego kelnera na całym świecie. Jest taki cudowny.
  •  Poniedziałek: Umówiłam się z Agą, że pojedziemy jednym autobusem, będę na przystanku o 8:15 i się dosiądę. Czekałam 20 minut = Jedna wielka kostka lodu. Kiedy przyjechał, wsiadłam do tyłu, a Jaśnie Królewna siedziała sobie na samym przodzie. Przecisnęłam się i dotarłam. Jechałyśmy do sądu, bo nasza klasa miała coś tam zwiedzać. Tak przynajmniej myślałam. Okazało się jednak, że idziemy na rozprawę sądową w charakterze publiczności. Co więcej, rozprawę sądową w sprawie morderstwa. Zmroziło mnie to strasznie, całe to siedzenie parę metrów od mordercy, patrzenie na zapłakaną synową poszkodowanej, wszystkie szczegóły, które czytał prokurator... Sam oskarżony podał jakiś milion wersji, jakby miał schizofrenię. Osobiście już nie wiem co myśleć, chciałabym być na ostatecznej sprawie, żeby wiedzieć jak to się wszystko skończy. Nie zazdroszczę sędziom. 
  • Po sądzie papieros, mcdonald, biofeedback, powrót autobusami, jednym z Agą i Pawłem, drugim wypełnionym po brzegi studentami. Raj.                                                                                                        Kiedy jest już ciemno, padający śnieg wygląda jak brokat. Dla osoby, która nigdy nie dorośnie to niesamowity widok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz