Pogoda trochę londyńska. Zdecydowanie już czuć, że nadszedł czas szkoły.
Przed dziewiątą przyszłyśmy pod świetlicę, ale przeczekałyśmy akademię. A do klasy nawet nie weszłyśmy, no bo w sumie po co?
Złapałyśmy nauczycieli i mam już dzięki temu prawie cały plan.
Co więcej, zmienili mi nauczycielkę z angielskiego, dzięki Ci Boże. Pewnie też ktoś inny będzie mnie uczył matematyki. Eh. Nie chcę, bo jeśli będzie to dyrektorka to umarł w butach.
Zamiast tego zmieńcie polonistę, błagam.
Pierwszoroczni jak pierwszoroczni. Jedna dziewczyna miała creepersy, już jej nie lubię.
Napisałam do mojego bejbe hiih. A po wyjściu ze szkoły patrzę, dzwoni do mnie Paweł. I tak o to poszliśmy sobie na reddsy. I z początku było fajnie, ale po czasie chłopcy zaczęli mnie wkurzać i zepsuli mi humor, trololo. Zero umiaru, naprawdę. No i dziękuję bardzo, poszłyśmy do mnie.
Dino zaprzyjaźnił się z Agą tak bardzo, że puścił smroda. Boże, jak mi było wstyd.
A później na przystanku, kiedy stałyśmy i czekałyśmy na autobus-widmo, nagle przyszła sobie do nas Pacia.
No i zobaczymy się jutro. W szkole, chlip chlip.
CHEERS |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz